Własne słuchawki w kabinie – czy warto?

Każdy tłumacz symultaniczny ma w kabinie swoją technikę słuchania. Niektórzy słuchają mówcy, zakrywając tylko jedno ucho, by drugim monitorować swój przekład i słyszeć otoczenie w kabinie. Są i tacy, którzy pracują jak w transie, z rękami zaciśniętymi na słuchawkach, by wyciszyć  otoczenie, czasem nawet z zamkniętymi oczami (to ostatnie akurat uważam za nieco ryzykowne). Tacy wolą słuchawki nauszne. Ja wolę te douszne; można je łatwo regulować, można też odchylić część douszną, aby słyszeć siebie, nie tylko mówcę. A zresztą nawet bez odchylania słyszy się otoczenie, bo w pełni go nie wyciszają. (Z czego zresztą niektórzy czynią zarzut, ale dla mnie jest to jedna z ich największych zalet!) Co kto lubi.

Wielu kolegów używa słuchawek zastanych w kabinie i dobrze im z tym. W końcu ”to tylko słuchawki”, po co wydawać kasę, jeszcze jedna rzecz, o której trzeba pamiętać… Ja jednak wolę własne. Te moje wprawdzie w żadnych rankingach najlepszych słuchawek się nie pojawiają, ale ja je sobie chwalę. 

Dlaczego warto mieć własne?

Zdrowie 

Zwykle nasze własne słuchawki są lepszej jakości niż te dostarczane wraz ze sprzętem kabinowym. Czasem kolega na tych ”konferencyjnych“ ustawia głośność na max, a ty dopiero się rozkręcasz, nomen omen, i zostało ci mnóstwo miejsca na skali. Pomyśl o swoim słuchu! Naukowcy są zgodni co do tego, że gdy zwiększamy głośność, to oczywiście zwiększa się też poziom dźwięków o wysokiej częstotliwości, a te są podobno najgroźniejsze dla słuchu (nb. dźwięki o niskiej częstotliwości – choć bywają dokuczliwe – nie są rzekomo szkodliwe dla zdrowia).

Wygoda i przyjemność

We własnych słuchawkach jest zwykle wygodniej, bo wybierasz takie, w których naprawdę dobrze się czujesz, co ma znaczenie w czasie wielogodzinnej pracy w kabinie. A poza tym zakładanie słuchawek, które służyły nie wiadomo ilu osobom przed nami, nie jest specjalnie higieniczne (choć dla tych, którym to przeszkadza, są czasem w kabinie specjalne chusteczki dezynfekujące albo jednorazowe nakładki).

Estetyka i personalizacja

Sam(a) decydujesz o walorach estetycznych, także o kolorze. 😉 Pamiętam koleżankę na pewnej konferencji z wielkim nausznymi słuchawkami w kolorze turkusowym. Na tle wszystkich tych postaci za szybkami, z dyskretnymi czarnymi i wtapiającymi się w otoczenie słuchawkami, wyglądała jak tłumaczka symultaniczna par excellence. I co z tego, że dla niektórych może nieco ekscentryczna. I tak przecież zawsze znajdą się tacy na konferencji, dla których jesteśmy dziwowiskiem; kiedyś usłyszałam: ”a pani od dawna już pracuje w takim akwarium?”

Turkusowe, czarne czy pomarańczowe – odrobina kabinowego audio-luksusu to fajna rzecz. Pozdrowienia z akwarium!

 

 

Fot. Lee Campbell, mk

 

            

Autor(ka) Wszystkie posty

Monika Kokoszycka

Tłumaczka konferencyjna, członkini AIIC, z akredytacją UE (PL>EN, EN>PL, DE>PL). Absolwentka Instytutu Lingwistyki Stosowanej UW i podyplomowych studiów European Masters in Conference Interpreting (EMCI).

komentarze 2Skomentuj

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.