O ubraniu i wyglądzie anegdot kilka
Pewien kolega, bardzo dobry tłumacz konferencyjny, zawsze nosił nienagannie skrojone garnitury, piękne krawaty, doskonale dobrane koszule i w ogóle wyglądał jak wyjęty prosto z żurnala o modzie męskiej.
Dominik pojechał kiedyś jako tłumacz na negocjacje handlowe, z prezesem wielkiej spółki na spotkanie z małą firmą, którą ta wielka planowała przejąć. Gdy dojechali na miejsce, wyszli z samochodu, podszedł do nich jeden z przedstawicieli gospodarzy, wyciągnął rękę do Dominika i powiedział: ”Witam pana prezesa.” Więcej zleceń stamtąd już nie było.
***
Będąc początkującą tłumaczką, jeszcze na 5. roku studiów, wyglądałam dość mało statecznie i poważnie. By sobie tej powagi dodać – i animuszu takoż – zwykle do pracy nosiłam eleganckie garnitury lub garsonki. I zawsze okulary. (Szaliczków nie, ten etap miałam jeszcze przed sobą, a teraz już za sobą.) Na niewiele się to zdało.
Kiedyś w maju, miesiącu matur i kasztanów, pracowałam w pewnym ministerstwie, które notabene mieści się niedaleko mojego starego liceum. Po zleceniu stałam przed budynkiem, czekając na konkabina. Byłam jak zwykle ubrana w swój pracowy mundurek i wydawało mi się, że wyglądam ”dorośle” i profesjonalnie. Podszedł do mnie jakiś pan z teczką i zapytał: ”Na mamę czekasz? I jak matura poszła?”
***
Mam kolegę, który ubiera się niezwykle elegancko na każde zlecenie konferencyjne. Bez względu na to, czy to otwarcie fabryki, czy posiedzenie w wielkiej instytucji międzynarodowej, czy spotkanie związkowców. Kiedyś na jakimś bankiecie miał na sobie grafitowy garnitur, białą koszulę i muszkę. Właśnie podszedł do szwedzkiego stołu, by nałożyć sobie jakichś frykasów na talerz, gdy pan, który stał obok, oddał mu pusty kieliszek, mówiąc: ”Ja bym jeszcze jedno białe poprosił.”
Fot. zaremba-krawiec.pl via shoptrotter.com
oj tam, oj tam Monika 😉 ten smoking od Zaremby jest super, wlasnie mysle, zeby sobie uszyc… 😉
Podeślij fotkę, zaktualizuję wpis 🙂