W czasie konferencji, posiedzeń czy spotkań przeróżnych, na których tłumaczymy, zdarzają się różne trudności (nie tylko językowe), niezręczności czy zaskakujące pytania lub prośby uczestników. Żarty są często bardzo trudne do przetłumaczenia, zwłaszcza gdy opierają się na grze słów, zdradliwe bywają też metafory i idiomy. Czasem porozumienie utrudnia akcent mówców. A czasem zdarza się coś, co sprawi, że będziemy się musieli powstrzymać od śmiechu, krztusząc się lub nawet oddając mikrofon. Oto opowieści, które zebrałam od kolegów i koleżanek (którym bardzo dziękuję).
1. Czasy przed-powerpointowe, slajdy na folii. Seria wykładów Amerykanów miała myśl przewodnią: „You don’t put the cart before the horse”. Tłumacz: „Bo lokomotywa jest od tego, żeby skład/cały pociąg ciągnąć”. I wszystko pięknie. Aż do ostatniego slajdu ze słowami „This is how we (don’t) do it”, pokazującego z jednej strony konie ciągnące dyliżans, a z drugiej rozbijające się o jego tył. (Piotr Krasnowolski)
2. Półgodzinna szeptanka dla pewnego VIPa. Po mniej więcej 5 minutach VIP rzecze teatralnym szeptem: „Może pani przestać tłumaczyć. I tak wiem, o czym mówią. Wysiadły mi baterie w aparacie słuchowym i kolega dopiero poszedł kupić nowe. Pewnie nieprędko wróci.”
(Agnieszka Drzaszcz Sababady)
3. Szkolenie ze śledztwa powybuchowego. Uczestnik podczas przerwy prosi tłumaczy: „A teraz proszę przetłumaczyć…” – pokazuje zdjęcie górnika z dwiema paniami w bikini – „…laski wąglika”. (Tajka Meredith)
4. Mówca opowiada żart: „Jaś wraca do szkoły po pobycie w USA i nauczycielka pyta: „Jasiu, jak było?” Tłumaczenie na angielski: „Johnny comes back to school after a trip to the US and the teacher asks him: how was it?” … na co Jasio odpowiada: „Proszę nie mówić do mnie Jasiu, tylko Johnny!”
Dalej było już tylko gorzej, bo cały żart – jak się później okazało – opierał się na podobieństwie w brzmieniu słów weranda-Weronika, a mnie przyszło do głowy przetłumaczyć „werandę” jako „balcony”.
(Karolina Jarma)
5. Konferencja dla tłumaczy. Prelegentka zachwala nasz zawód. Że wędrują z miejsca na miejsce, jak te ptaki, wolni i swobodni. Tłumaczka: „…wędrują jak Cyganie”. Prelegentka kontynuuje: „…i składają jaja…” (A.M.)
6. Przerwa na kawę. Do wychodzących z kabiny tłumaczek podchodzi jedna z uczestniczek z odbiornikiem do tłumaczenia. Wyraźnie rozczarowana. Wskazuje na rzeczony odbiornik i mówi: „Przepraszam bardzo, ale mnie się ten tłumacz zepsuł.” (T.P.)
7. Kiedyś po konferencji uczestnicy zgłosili się do techników z pytaniem: „Mnie by się też takie słuchawki tłumaczące przydały. Ile kosztuje niemiecki, a ile angielski?” (Carmen S.)
8. Otwarcie farmy wiatrowej, tłumaczy koleżanka. Po pierwszym wystąpieniu po angielsku zabiera głos przedstawiciel lokalnych władz, po polsku. I odzywa się się w te słowa: „Żałuję, że nie zabrałem ze sobą na mównicę tłumacza elektronicznego, który mówił do mnie po polsku, i jeszcze damskim głosem. Teraz posłuchałbym może siebie w wykonaniu elektroniki po angielsku.” (Aleksandra Sobczak)
9. „I want to give you 5 or 10 minutes of a break to at least stretch your legs a bit” – mówi prowadząca. A połowa uczestników na wózkach dla niepełnosprawnych. (Przemysław Wnuk)
10. Prelegent (Francuz) mówi o tym, że jest stuprocentowo czegoś pewien. Polska tłumaczka: „Rękę bym sobie dał uciąć, że…” Na co przewodniczący (Polak, tłumaczony symultanicznie na francuski): „Wie pan, ręki to nie potrzebujemy.” Prelegent: „Ręki?!” (A.)
11. Rosjanin z silnym rosyjskim akcentem opowiada po angielsku o e-handlu i jego elementach. A że po rosyjsku istnieje literka „e oborotnyje”, którą wymawia się „e”, to polskie „e” (takie jak w „e-mail”) wymawia się „je”. „Je-komiers” był do przyjęcia. „Je-gawiermient” takoż. Ale tłumaczowi trudno było zachować powagę, gdy pojawiły się e-banki… (Piotr Krasnowolski)
12. Kilkanaście lat temu, Kraków, VI Forum Miast Dziedzictwa Historycznego. Kiedy przedstawicielka miast Złotego Kręgu stanęła przy mikrofonie, zaczęła czytać swój referat z bardzo silnym rosyjskim akcentem. Do tego stopnia, że Anglicy założyli słuchawki i dawali tłumaczom gestami znać, że nic nie słychać i żeby tłumaczyli na angielski. Treść była niezła, zaprezentowana logicznie i gramatycznie. Najbardziej jednak przeszkadzały niespodziewane pauzy w środku zdania. Po konferencji ktoś z organizatorów przyniósł notatki, które prelegentka zostawiła na mównicy. To był fonetyczny zapis rosyjskimi „bukwami” tekstu angielskiego! (Piotr Krasnowolski)
[Niedawno wyśmiewano serbskiego ministra spraw zagranicznych, który zapisał swoje anglojęzyczne przemówienie fonetycznie, z komentarzami po serbsku nt. intonacji]
13. Sceniczne tłumaczenie konsekutywne. Mówca opowiada dowcip, w tłumacza wpatruje się setka pań w sukniach wieczorowych. „There was this violinist…” (mówca przerywa) Tłumacz: „Była sobie skrzypaczka…” Po czym następuje długa historia budująca napięcie. I: „And he hit himself in the balls with that bow!” Przerwa. Tłumaczowi kropelki potu wyskakują na czoło, ale mówi: „I urwała sobie smyczkiem ramiączko od sukienki.”
(Andrzej Michalik)
14. Lata 90., grupa rolników, tłumaczenie konsekutywne EN-PL, prelegent Holender. Treści się nie bardzo Polakom podobały i jeden nieco kpiącym tonem prosi tłumacza: „A spyta go pan, co on tam u siebie uprawia.” Pada odpowiedź: „Weeds.” Tłumacz: „Chwasty.” Wybucha długo nie dająca się opanować wesołość. Chodziło o „wheat”. (Lubomir Jędrasik)
15. Konferencja ogrodnicza, tłumaczenie symultaniczne. Prelegent: „We’re going to talk about flower.” Tłumacz: „Teraz porozmawiamy o kwiatach.” Prelegent: „Not flower, as in plants, but flour as in what you use to make bread.”
(Mikołaj Malanowski)
16. Konferencja o ziemniaku. I od razu na początku: „We will now tackle the difficult topic of volunteers. As we all know, volunteers have become quite a challenge… how to deal with volunteers… have a volunteer strategy…” Panika. Tłumaczka rzeźbi, rzeźbi: „No w tym trudnym dla nas wszystkich temacie, jeśli chodzi o to kłopotliwe zagadnienie…” Kolega w kabinie szuka, szuka, szuka. I bach! Jest! „Volunteers” to „samosiewy”. Było o nich jeszcze ze 40 minut.
(Natalia Kreczmar)
17. Spotkanie z osobami mówiącymi po polsku i panią, której pierwszym językiem angielski nie był. Pani: „Ask them about bailiffs”. Tłumacz: „Proszę państwa, proszę opowiedzieć o sytuacji z komornikiem?” Rozmówcy: „Jakim komornikiem??” Tłumacz: „What bailiffs?”
„No, bay leaves!” (Berenika Zembski)
18. Kabina, konferencja jakich wiele. Tłumaczymy, tłumaczymy. Nagle… łubudubu, jezusmaria! Blat nam leci na nogi i na podłogę. Z łomotem. Razem z konsolą do tłumaczenia, butelkami z wodą, szklankami, papierami. Kabina się zachwiała. Tłumacze? Shaken but not stirred. (K.K.)
19. Przesłuchanie świadka. Który mówi do tłumaczki: „Powiedz tej głupiej krowie…” Czyli przesłuchującej policjantce. (W.W.)
20. Kiedyś tłumacząc rozmowę z pewną Kanadyjką zapomniałem, jak jest po angielsku telefon (noż jak Boga kocham, zapomniałem, wiem, że trudno uwierzyć) i opisałem jako urządzenie, przez które można rozmawiać, wybrać numer na tarczy (komórek jeszcze nie było), ma słuchawkę… Dość długo Kanadyjka nie mogła zrozumieć, o co chodzi, bo się jej w głowie nie mieściło, że o coś tak prostego! (Jan Siwmir)
Zob. też post o przejęzyczeniach tłumaczy kabinowych
Collage: MK, zdjęcie mew: Diego Sevilla Ruiz / Flickr
Zdjęcia: Nebraska Oddfish / Flickr; Robert S. Donovan / Flickr, Madalina Seghete / Flickr
Fantastyczny artykuł. Oby więcej takich, pani Moniko. Jako tłumaczka z piętnastoletnim stażem (FR-PL) nie mogłam się powstrzymać od śmiechu czytając o tak znajomo brzmiących sytuacjach…Pozdrowienia z Paryża.:)
Bardzo dziękuję w imieniu swoim i kolegów! 🙂
Pani Moniko,
to może jeszcze Pani dorzuci taką opowieść. Konferencja na temat współczesnej muzyki rozrywkowej. Amerykański muzyk, weteran scen rockowych prezentuje zdjęcia studia nagrań z lat sześćdziesiątych: ciasne, zagracone pomieszczenie, grupa radosnych, długowłosych facetów z gitarami i rozmaitym sprzętem wokół nich. „So, this was our studio. We had a lot of different equipment, instruments and loads of stuff.” Kolega patrzy na mnie: „Powiedział 'stuff’?” Odpowiadam: „Tak powiedział” No więc kolega: „Mieliśmy rozmaity sprzęt, instrumenty i kupę trawki do palenia.” Lekka konsternacja na sali. Pojawiają się uśmiechy. Kolega patrzy na moja zdziwioną minę i już wie, że nie o to chodziło. Zachowuje zimną krew: „… to znaczy mieliśmy w ogóle kupę rożnych gratów.”
Serdecznie,
Konrad Szulga, Lublin
Świetne!
Zacytowałam na stronie Tzp na fb: http://www.facebook.com/tlumacze/posts/10153251245320986
🙂